Maj i czerwiec były emocjonującym czasem dla polskiej architektury. Rozdano dwie najbardziej prestiżowe nagrody dla najlepszych budynków. W czerwcu br. zmarła wielka Jadwiga Grabowska-Hawrylak. A świętowanie sukcesów rodzimej architektury co rok musi się zmierzyć z tym samym problemem: Biennale Architektury w Wenecji - między innymi o tym w kolejnym z cyklu felietonów spod pióra młodych śląskich architektów z musk kolektyw - Józka Madeja, Katarzyny Sąsiadek i Weroniki Kiersztejn.
Maj i czerwiec były emocjonującym czasem dla polskiej architektury. Rozdano dwie najbardziej prestiżowe nagrody dla najlepszych budynków. Chodzi oczywiście o nagrody SARP (Stowarzyszenie Architektów Polskich) oraz Nagrodę Architektury tygodnika Polityka, który w swoim innym konkursie (Paszporty Polityki), od lat wyławia perły kultury. Co ciekawe, jak informują sami twórcy tego drugiego konkursu, w tym roku wyjątkowo dominują biurowce i nie jest to przypadek. Powoli kończą się unijne dotacje i buduje się coraz mniej obiektów użyteczności publicznej. Na pierwszy plan wysuwają się budynki biurowe i rzeczywiście powstaje ich aktualnie najwięcej, zaraz obok mieszkaniówki. Finalnie oznacza to, że najciekawsze dzieła nowoczesnej architektury nie są dostępne dla każdego.
Nominacje ekspertów otrzymały w tym roku: biurowiec Bałtyk w Poznaniu (aut. MVRDV, Natkaniec Olechnicki Architekci), budynek mieszkalny wielorodzinny Sprzeczna 4 w Warszawie (aut. BBGK architekci), niepubliczne liceum ogólnokształcące Akademeia High School w Warszawie (aut. Medusagroup), Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku (aut. Studio Architektoniczne Kwadrat) oraz budynek Wydziału Radia i Telewizji im. Krzysztofa Kieślowskiego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach (aut. koncepcji: BAAS, Grupa 5; proj. budowlany i wykonawczy: BAAS, Grupa 5, Małeccy biuro projektowe).
Nie mamy tyle miejsca (i Waszej cierpliwości), by pokusić się na opisanie każdego z tych budynków. Skupimy się na laureacie grand prix – czyli Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. To obiekt, który zgarnia po kolei wszystkie możliwe nagrody w kraju (Nagroda Roku SARP, Bryła Roku, nominacja do Najlepszej Przestrzeni Województwa Śląskiego) i z pewnością nie jest to jeszcze jego ostatnie słowo. Czy powinniśmy być zaskoczeni, że ta hiszpańsko-polska współpraca okazała się sukcesem? Zdecydowanie nie - kto śledzi studio BAAS wie, że znani są z niezwykłego wyczucia proporcji i dopracowanego detalu. Z drugiej strony tkanka miejska, w której powstał nowy budynek śląskiego uniwersytetu, to niezwykle trudne miejsce: nieprzyjemne, gęste, brudne.
Szczególne jest to, że zwycięzca konkursu nie próbuje na siłę się wyróżnić, stać się ikoną tak, jak robią to inne budynki w jego bliskiej okolicy (NOSPR, MCK, Muzeum Śląskie, biblioteka uniwersytecka UŚ). Jordi Badia napisał w miesięczniku Architektura-Murator: „Strategia projektowa nie polega na tym, by zbudować ikonę, ale by zbudować i uzupełnić fragment miasta”. Gdyby ktoś nie wiedział, mógłby pomyśleć, że ten wydział stoi tu od dawna.
Doskonale wpisany w otoczenie nie tylko formą, zachowaniem linii zabudowy okolicznych kamienic, wysmakowanym niskim podcięciem na wejściu, ale i materiałem elewacji – specjalnie wypalaną starą cegłą. Oczywistym ruchem dla projektantów było pozostawienie na działce niewielkiego zniszczonego budynku starej fabryki żarówek, która teraz pełni funkcję wydziałowej biblioteki.
Wrażliwość projektową widać także w ograniczonej ilości materiałów, które konsekwentnie pojawiają się we wnętrzach tworząc mądrze zaprojektowaną przestrzeń.
W polskiej architekturze dzieje się dobrze, to pewne. Nie musimy się już wstydzić tego, co buduje się w kraju. Możemy się chwalić poprawną formą, wpisaniem w kontekst, niecodziennymi materiałami. Mogłoby się wydawać, że nikt nie przeszkodzi nam w tym święcie polskiej architektury. I wtedy do głosu dochodzą krytycy architektury, ale o tym na samym końcu felietonu!
Design: refleksje czy może raczej reedukacja?
Wyjątkowo w tym roku Łódź Design Festiwal odbył się w maju. Festiwal jest wymieniany jako jedno z najważniejszych tego typu wydarzeń w Europie, a jak mówi Michał Piernikowski, dyrektor ŁDF: „cały czas musimy się starać”. Tegoroczna edycja odbyła się pod hasłem „refleksje”, bo jak przyznają sami organizatorzy, po latach edukacji i promowania dobrego wzornictwa czas pochylić się nad tym, czy rzeczywiście wpływa na poprawę jakości naszego życia.
Jednymi z ciekawszych momentów Łódź Design Festiwal są dwa konkursy: „Make me” i „Must have”. Ten pierwszy ma pokazywać innowacyjne i niewdrożone projekty lub idee, ten drugi z kolei – dostępne na rynku przedmioty codziennego użytku, które po prostu każdy z nas musi mieć.
W tym roku laureatką konkursu „Make me” została Małgorzata Załuska, autorka produktu „Simpla: zindywidualizowana zewnętrzna proteza piersi”, dla kobiet po mastektomii jednostronnej. To jest ten moment kiedy oglądając ten projekt myślimy: Brawo, nigdy byśmy na to nie wpadli. W konkursie „Must have” jury trochę odpłynęło. Wśród wyróżnionych są klasyki gatunku, czyli nowości w ofercie największych krajowych producentów mebli, ale jest też sporo produktów, które z pewnością są ładne, ale też nieprzyjemnie drogie: plakaty, akcesoria ceramiczne, uchwyty i fronty do szafek.
To niestety dość dobrze pokazuje jak wygląda rynek wzorniczy w Polsce. Z jednej strony mamy grube wdrożenia produktowe, z wzorowo prowadzonym procesem projektowym. Z drugiej to, co nazwalibyśmy rzemiosłem i rękodziełem, sprzedawane na coraz bardziej popularnych targach „designu” po cenach, często niedostępnych dla zwykłego Kowalskiego. Finalnie rozmywa się pojęcie wzornictwa przemysłowego, a coraz więcej przedmiotów nazywa się dizajnerskimi, tylko dlatego, że są ładne i drogie. A gdzie ten aspekt poprawiania jakości naszego życia? Coś tu jest nie tak.
Wielka Jadwiga Grabowska-Hawrylak
Na początku czerwca zmarła jedna z najwybitniejszych polskich architektek – Jadwiga Grabowska-Hawrylak. Miała ogromny wpływ na obecny kształt architektury Wrocławia. Budynki jej autorstwa są podziwiane na całym świecie. Jak sama o sobie mówiła w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów” z zeszłego roku: „wśród założycieli architektonicznych rodów są sami mężczyźni, tylko ja jedna jako kobieta architekt tworzę ród”. W końcu dwoje z jej dzieci i czworo wnucząt także zostało architektami.
Jadwiga Grabowska-Hawrylak urodziła się pod Przemyślem, tam też spędziła dzieciństwo. Jej rodzice byli nauczycielami, a dwoje stryjków malarzami. Miała studiować na SGGW, ale II wojna światowa uniemożliwiła jej rozpoczęcie studiów. Po kilku latach rozpoczęła kształcenie na Politechnice Wrocławskiej i jako pierwsza kobieta architekt otrzymała dyplom tej uczelni w 1950 roku.
Architekta rozpoczęła pracę zawodową od razu po studiach, w czasach silnej doktryny socrealizmu. Mimo to, jej budynki są przepełnione niezwykle silną wizją przyszłości, myślenia o przestrzeni o wiele lat do przodu. W wywiadzie dla „Wysokich Obcasów” wspominała: „Czasy PRL-u były kiepskie, ja starałam się mimo wszystko robić swoje. Ale nigdy nie starałam się, żeby moje budynki były jakieś nadzwyczajne, tylko by były normalne.”
W jednej ze szkół we Wrocławiu, której była autorem, uczyli się jej synowie. Gdy jeden z nich grając w piłkę zbił spore przeszklenie, dyrektorka placówki zażądała od architektki pokrycia kosztów nowych okien, bo w końcu sama niepotrzebnie zaprojektowała je takie duże.
Grabowska-Hawrylak jest autorką szkoły podstawowej przy Podwalu, Domu Naukowca dla pracowników Politechniki Wrocławskiej, osiedla Gajowice, kościoła Odkupiciela Świata czy osiedle przy Placu Grunwaldzkim zwanym popularnie „sedesowcami”. To w tym osiedlu pokazała jak z niezwykłą lekkością wykorzystywać jedyne dostępne wtedy materiały – prefabrykaty, do stworzenia formy ciekawej, niecodziennej i charakterystycznej.
Prof. Andreas Wolf, badacz architektury z Lipska pisał o architektce w katalogu wystawy poświęconej jej projektom: „Twórczość Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak zajmuje szczególną pozycję w kontekście powojennej architektury europejskiej. Mimo praktyki ograniczonej przez socjalistyczne realia, Grabowska-Hawrylak była jedną z niewielu kobiet architektek w XX wieku, którym udało się stworzyć budynki łączące silną formalnie i przejrzystą pod względem funkcjonalnym zasadę ze śmiałym projektem i konstrukcją. Wartość tych uznanych i szeroko komentowanych cech staje się prawdziwie widoczna dla obserwatora, który spojrzy na jej budynki "w czasie i w przestrzeni" lub dokładniej – w czasie i w skali”.
Wkład Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak w polską architekturę jest nieoceniony. Niestety wiele z zaprojektowanych przez nią obiektów dopadł wirus pastelozy i pokrywania budynków styropianem na oślep. Finalnie to wina nas, architektów, że nie broniliśmy ikon, które nas otaczają. Nie możemy też zrozumieć, dlaczego mając 5 lat zajęć z historii architektury o takich tuzach dowiadujemy się sami, już po studiach (tak samo z Hansenami, czy gwiazdami śląskiego modernizmu). Ale jakby co, to świątynię grecką możemy narysować z zamkniętymi oczami, tylko po co?
Polacy wciąż nieobecni na najważniejszej wystawie Biennale di Venezia
Świętowanie sukcesów rodzimej architektury co rok musi się zmierzyć z tym samym problemem – Biennale Architektury w Wenecji, które jest najważniejszym wydarzeniem w branży. To tam co roku wyznacza się trendy, a dyskusję wznosi na poziom, gdzie nie ma łatwych pytań i odpowiedzi. Marcin Szczelina, krytyk i kurator architektury, alarmował już jakiś czas temu, że czas powstrzymać nasz hurraoptymizm. Na liście architektów zaproszonych do wystawy głównej przez kuratorki tegorocznej edycji biennale (Yvonne Farrell i Shelley McNamara) nie ma ani jednej pracowni z Polski.
To nie jest tak, że mamy gorszych architektów od tych za granicą lub gorsze realizowane przez nich nowoczesne budynki. Sprawa rozbija się o teorię architektury i myślenie ideowe. Dlaczego mało kto zajmuje się w Polsce eksperymentalną architekturą? Potrzeba na to czasu, pieniędzy i otwartego umysłu tych, którzy te pieniądze posiadają i mogliby takie badania finansować. Od transformacji systemowej w Polsce nie minęło wcale tak wiele lat, a do odrobienia jest ogromna lekcja edukacji od podstaw: o funkcji, ergonomii i wreszcie estetyce.
Można na palcach dwóch dłoni policzyć młode pracownie w kraju, które pochylają się na research'em o jakości przestrzeni i przyszłości projektowania, wykorzystując często własne nakłady pieniężne lub po prostu startując w międzynarodowych konkursach – co ważne, z sukcesami. Przykładem takiego studia jest np. krakowski BudCud czy warszawska Grupa Centrala. To właśnie Centrala, wraz z artystką Izą Tarasewicz i kuratorką Anną Ptak, projektowała na tegorocznym biennale wystawę w polskim pawilonie (nie mylić z wystawą główną, której kuratorkami są wyżej wymienione Farrell i McNamara). Jak relacjonuje Szczelina na swoim blogu Architecture Snob: „wystawa zaprezentowana w Polskim Pawilonie według mnie piękna wizualnie, po raz kolejny nic nie mówi o najnowszej architekturze w Polsce. Tak jakby Polska zatrzymała się na realizacjach modernistycznej architektury drugiej połowy XX wieku”.
Na dwóch wystawach towarzyszących Biennale di Venezia swoje projekty zaprezentowali Robert Konieczny (KWK Promes) oraz Medusagroup. Mimo dziwnej burzy w mediach społecznościowych, czy było to oficjalne wydarzenie biennale czy nie, my jesteśmy niezwykle dumni z tego, że śląska szkoła architektury ma okazję prezentować swoje dokonania za granicą. KWK promes na wystawie „Blurred Boundries” pokazało 5 realizacji, które zacierają granice między architekturą a jej otoczeniem. Medusagroup prezentowała swoją najnowszą, wielokrotnie nagradzaną realizację, Akademeia High School na wystawie Time-Space-Existance.
Podsumowując: jest dobrze, ale nie do końca. A krytyków architektury prosimy o cierpliwość. Wiemy, że będzie tylko lepiej.
© Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
Założyciel Archimedia
Założyciel Medusagroup
Założyciel Medusagroup
Architekt, Wiceprezes Zarządu Oddziału Krakowskiego SARP SARP
współwłaściciel Biuro Architektoniczne DDJM
Właściciel Kulczyński Architekt