
Jak to się stało, że na lata utknęliśmy w monofunkcji? Dlaczego wracamy do inwestycji wielofunkcyjnych? Czy inne obiekty mają jeszcze rację bytu na rynku? Rozmawiamy z architektem Przemo Łukasikiem, współzałożycielem pracowni Medusa Group.
Skąd obecna moda na obiekty mixed-use w Polsce?
Przemo Łukasik: Nie wiem, czy nazwałbym to modą. Myślę, że jest to po prostu kwestia pewnej refleksji bardziej niż mody. Mixed-use nie jest przecież odkryciem tego sezonu, choć to obecnie popularne słowo, jak suplement diety czy ostatnio wszechobecna betonoza. Ale jeżeli zagłębimy się w historię naszych miast, tego typu rzeczy otaczały nas zawsze. Nie jest to działanie stricte teraźniejsze, a raczej powstałe jako następstwo refleksji wywołanej okolicznościami, w jakich się znaleźliśmy.
Zaczęliśmy po prostu zauważać, że budowanie monofunkcyjnych zespołów powoduje przede wszystkim szkodę – nie tylko dla tego kompleksu, kiedy praca w nim staje się nieprzyjemna, ale również dla całego miasta, powodując chociażby komplikacje komunikacyjne. Coraz ważniejsze staje się dla nas pojęcie dobrostanu – nie tylko w domu czy podczas urlopu, ale również w pracy.
Wciąż jednak poruszamy się tak naprawdę w obrębie istniejących standardów. Jeżeli przyjrzymy się krakowskiemu rynkowi czy chociażby Bolonii – dostrzeżemy, że te odwiedzane przez nas z lubością miasta były budowane z takim komponentem funkcji mieszanych: od sakralnych, przez kupieckie, po mieszkaniowe i gastronomiczne. W dawnych czasach nie było może pracy biurowej, ale na zapleczach podwórek był kowal albo lutnik.
Zatem powiedziałbym, że mamy do czynienia z pewną refleksją, powrotem, ochłonięciem po okresie fascynacji tworzenia monokultur, a w konsekwencji jakichś form gett, które są albo zamknięte i wyizolowane, albo napełniają się ludźmi w określonej porze dnia, tylko po to, aby poza tymi godzinami stać się przestrzenią nikomu niepotrzebną.
Nazwaliśmy to dzisiaj mixed-use, ale tak naprawdę jest to poniekąd standard, który czuliśmy już wcześniej. Nawet jeżeli spojrzymy na architekturę lat PRL-u, to również wówczas szukano rozwiązań na osiedla, które nie bazowały tylko na substancji mieszkaniowej. Starano się je uzupełniać funkcjami usługowymi, szkolnictwem, przedszkolami. I zawsze towarzyszyły temu jakieś przestrzenie zielone. Później rzeczywiście zaczęliśmy o takich przykładach zapominać.
Jak to się stało, że przez lata utknęliśmy w monofunkcyjnej zabudowie biurowej, tworząc biurowe dzielnice, jak londyńskie City czy warszawski Mordor, które zamieniały się w miasta-zombie po godzinie 17-18?
Trudno jest mi jednoznacznie wyrokować, za mało wiem, aby postawić jasną diagnozę. Nie przeprowadzam wielkich badań, jestem raczej obserwatorem. Do podanych przez Panią przykładów, dodałbym jeszcze paryski La Defense. Proszę jednak również zwrócić uwagę na te funkcje, które oddzielone od pracy biurowej, same stawały się pewnego rodzaju monofunkcją.
Chociażby katowicka Strefa Kultury, która była taką piękniejszą twarzą, ale jednak swoistego getta, które rozwijało się pięknie podczas kongresów, wydarzeń sportowych, sympozjów, koncertów czy nowych wystaw w Muzeum Śląskim. Znajdujące się tam obiekty napełniały się ludźmi tylko w określonym czasie.
Strefa Kultury jest na szczęście opisana bardzo dobrą strefą zewnętrznych nieogrodzonych terenów publicznych, gdzie ludzie po zamknięciu kasy mogli się zgromadzić, spotykać, pojeździć na deskorolce czy wyprowadzić psa na spacer. Wciąż jednak jest to taka lepsza odmiana pewnego rodzaju monofunkcji. W tym wypadku kulturalnych.
Rozwój inwestycji mixed-use w Polsce będzie jednym z tematów Property Forum 2022. Zobacz agendę.
Jest tam również funkcja biurowa. Zresztą projektu Medusa Group…
Budynki tworzące Strefę Kultury zastąpiły przede wszystkim bardzo mocno zdegradowane tereny pokopalniane, które oblały się miastem. Moim zdaniem te wszystkie istniejące tam obecnie funkcje są bardzo dobrze działające, ale działają też dobrze na styku z innymi elementami, jak Uniwersytet Śląski po drugiej stronie Alei Roździeńskiego, biblioteka czy hotel. Od strony północnej Bogudzice również mają parę obiektów, które są budynkami usługowymi.
Jeżeli teraz będziemy tę strefę i jej bardzo dobry reprezentacyjny wyraz kulturalny uzupełniać mieszkaniami, jakąś tam ograniczoną funkcją pracy to myślę, że powoli ta blizna na kolanie, jakim jest katowicka część po kopalni Katowice zacznie nam się zespajać. Ale musi się ona zespoić nie tylko w jednym kierunku.
Mowa tutaj bowiem nie tylko o kompleksie budynków muzeum, mieszkaniówki czy NOSPR-u i Spodka oraz budynku biurowego. Mówię również o zespalaniu substancji starych zabudowań Bogudzic z czasów PRL-u. Nie bez znaczenia jest oczywiście również zieleń, na którą coraz częściej zwracamy uwagę, zastosowana oczywiście w odpowiednich proporcjach.
Myślę, że za kilkanaście lat wiele osób nie będzie sobie zdawało sprawy, że kiedyś w tym miejscu wydobywano węgiel i wywożono go furmankami i wagonami. Przekształcenia dotyczące tego miejsca, skupiające się nie na jednej funkcji czy nawet jednej kategorii funkcji, spowodują, że lokalizacja ta stanie się po prostu bardziej witalna. A o to chyba chodzi w mieście.
Jeszcze kilka lat temu wystarczyło zaprojektować biurowiec z miejscem na lokale handlowe na parterze, aby określić taki obiekt mixed-use. Dzisiaj mamy inwestycje, które łączą szereg pozornie sprzecznych funkcji: są biura, usługi, rozrywka, a coraz częściej również hotel czy lokale mieszkalne. Czy jednak oczekiwania, jakie mamy od miejsca rozrywki, a miejsca, w którym żyjemy, śpimy, odpoczywamy po pracy nie są zbyt różne? Czy istnieje jakaś "granica", której obiekty mixed-use przekraczać nie powinny w dążeniu do łączenia funkcji?
W architekturze, urbanistyce, podobnie jak w zwyczajnym życiu codziennym potrzebne są odpowiednie proporcje. Posłużę się analogią kulinarną: można wymyślić sobie najcudowniejszą babkę, ale jeżeli przesadzimy z ilością rodzynek, twierdząc, że to one nadają jej słodycz i podbijają smak, to ta babka stanie się szybko jakimś zakalcem.
Te proporcje będą różne w zależności od lokalizacji. Weźmy chociażby rynek krakowski, który funkcjonuje dosyć mocno w oparciu o działalność usług gastronomicznych w parterach budynków, pomimo, że jest otoczony kamienicami. Okna tych kamienic wyglądają na piękny rynek, ale i nie zawsze piękne sytuacje się na nim dziejące. Tutaj potrzebna jest równowaga.
Ważna jest również pewna roztropność, świadomość tego, że niektóre funkcje działają jednak w określonych okolicznościach. Budynek biurowy funkcjonuje zarówno w pewnych proporcjach, jak i w określonych porach, powiedzmy od godz. 8 do godz. 17. Animuje wówczas i przestrzeń budynku, i komunikację, kiedy kumulują się dojazdy i wyjazdy w określonych porach dnia.
Po wygaszeniu tej działalności przenosimy się w obszar rekreacji – czy to sportowej czy gastronomicznej, po to żeby następnie przenieść się bardziej intensywnie w obszar mieszkaniowy, koncentrujący się na odpoczynku czy choćby pracy z dziećmi nad lekcjami. Musimy tak dobierać i układać te funkcje, żeby sobie możliwie nie przeszkadzały. Niemniej jednak ich złożenie w odpowiednich proporcjach zależy od miejsca w mieście, od lokalizacji w strefie czasowej, powiązań z kulturą etc.
Obecnie z Medusa Group projektujemy budynki w Bangladeszu i mamy ciągle do czynienia z człowiekiem, ze skalą, z podobnymi aktywnościami, ale różni nas kultura, religia, obyczaje. I te rzeczy również powinny być przedmiotem analizy. Nie ma jednego idealnego schematu, który można byłoby zaaplikować i w Paryżu, i w Londynie, i w Katowicach.
Medusa Group znalazła przepis na Łódź?
W Łodzi, gdzie pracujemy nad Fabryką Scheiblera w ramach projektu Fuzja ten mixed-use próbujemy łączyć za pomocą różnego rodzaju funkcji: mamy nowo projektowane budynki biurowe, budynki mieszkaniowe, ale mamy także substancję historycznych obiektów, dawnych warsztatów, dawnych hal, które próbujemy zaadaptować i w nie wpisać trochę bardziej wygodne funkcje rekreacji, wypoczynku, gastronomii.
A w niektórych – bo nie wszystkie się nadają – próbujemy również wpisać trochę inny charakter zabudowy. Zaczynem, który łączy te wszystkie funkcje, rozsypane na terenie dawnej fabryki stają się przestrzenie wspólne takie, jak pasaż, jak centralna przestrzeń Ogrodów Anny.
W przypadku Fuzji pojawia się również aspekt działań z gatunku rewitalizacji, które przywracają miastu wyciętą wcześniej otoczoną murem przestrzeń przemysłową, do której wcześniej nie mieli dostępu. Dzisiaj sukcesywnie da się w tę przestrzeń wejść z życiem, z aktywnościami, z pracą, odpoczynkiem czy mieszkaniem.
Myślę, że dobrym przykładem inwestycji mixed-use, która obejmuje rewitalizację terenów, a przy tym jednocześnie w dobry sposób rozwiązała kwestię łączenia różnych funkcji, tak aby ze sobą nie kolidowały są Browary Warszawskie. Mieszają się tam funkcje biurowo-mieszkaniowe, mieszkań na wynajem, ale również wspominanej przez panią rozrywki. Wystarczy przyjść tam w piątek wieczorem, aby zobaczyć, że dzieje się tam naprawdę dużo.
Miasto potrzebuje równowagi, ale również kompromisów. Ludzie, którzy chcą mieszkać na rynku muszą być świadomi tego, że na tym rynku będzie się dużo dziać. Jeżeli ktoś przenosi się w spokojniejszą część miasta, powinien być gotowy na to, że będzie ona bardziej odległa od jego centralnych usług. Dlatego też coraz częściej mówi się o mieście 15-minutowym.
Jako przyszłości projektowania miast?
Koncepcję miasta piętnastominutowego traktuje się jak pewnego rodzaju odkrycie ostatnich lat pandemii. Tymczasem tak naprawdę jakbyśmy prześledzili dobrze zaprojektowane miasta, które nie rozwijały się skokowo, one zawsze będą mieć pogrupowane jakieś substancje usług towarzyszące mieszkaniom. Kiedyś były to na przykład jakieś małe warsztaty, później chociażby lofty do pracy czy wyburzony dawny budynek biurowy.
Taki miks można zobaczyć czasami w Barcelonie, w dzielnicach Paryża... On jest nam od dawna znany, ale wcześniej uważaliśmy go za coś standardowego, a potencjał zaczęliśmy dostrzegać w nim dopiero wówczas, kiedy zorientowaliśmy się, że sklejanie monofunkcji generuje wiele problemów.
Czy Pana zdaniem obiekty monofunkcyjne mają szansę utrzymać się na rynku?
Architektura zawsze powstaje w określonym celu, miejscu i czasie. Te trzy komponenty zawsze kształtowały architekturę, ale są też elementami zmiennymi, zależnymi od miejsca, czasu i potrzeb. Uważam, ze każdej sytuacji trzeba zawsze przyglądać się indywidualnie. Bo czasami budynek monofunkcyjny stojący koło budynków, które pełnią funkcje uzupełniające może powstać i wcale nie wyrządzi nikomu krzywdy.
Dlatego zawsze bardzo wnikliwie powinno się analizować wspomniany kontekst. Nie mówię tutaj tylko o działaniach architektów, ale również deweloperów, planistów, którzy piszą nam plany miejscowe, a na samym końcu – zaangażowaniu osób najważniejszych – mieszkańców.
Od pewnego czasu zauważam pewne bardzo dobre zjawisko: mieszkańcy sami zaczynają nam komunikować, czy to poprzez kwotę jaką są gotowi zapłacić za metr kwadratowy, czy poprzez działania typowo wspólnotowe, społeczne, czego nie chcą, a na co pozwalają, czego oczekują. To mieszkańcy często mobilizują moich klientów-deweloperów, a oni w konsekwencji również nas, architektów.
My sami również często jako argument w rozmowie z inwestorami powołujemy się na potrzeby mieszkańców, które widzimy i czujemy: że nie chcą mieszkać w samotnych apartamentach za tysiącem płotów, stróżówek i domofonów. W latach 90. i na początku lat 2000-ych, zwłaszcza w Krakowie i Warszawie – powstawało dużo osiedli, których mieszkańcy potrzebowali czasami trzymać w głowie kilka pinów, żeby dostać się do własnego mieszkania. Teraz powoli zaczynamy to odkręcać.
I może to jest też taka lekcja dla nas i odpowiedź na Pani wcześniejsze pytanie, dlaczego powstawały te getta i Mordory. Jako ludzie mamy to do siebie, że często musimy się do czegoś zrazić, czymś się sparzyć, aby łatwiej zauważyć, co nam nie pasuje. My – architekci – również.
Dziękuję za rozmowę
Rozmawiała Anna Sołomiewicz
-------------------------------------------------------------
Przemo Łukasik urodził się w Chorzowie w 1970 roku. Po skończonych studiach pracował w biurach: P.P. Pabel Architekten w Berlinie, Jean Nouvel Architecture w Paryżu i Odile Decq / Benoit Cornette również w Paryżu.
W 1997 roku wraz z Łukaszem Zagałą założył autorską pracownię architektoniczną Medusa Group. Przez rok wykładał w Ecole Speciale d’Architecture w Paryżu.
Obecnie pracownia liczy 40 osób i mieści się w Bytomiu na terenie dawnego budynku przemysłowego zaadaptowanego na potrzeby pracowni.
Medusa Group na koncie ma liczne nagrody i wyróżnienia branżowe. Pracownia czterokrotnie była nominowana do nagrody Miesa van der Rohe.
© Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
Projektant i Wspólnik Open Architekci
Projektant i Wspólnik Open Architekci
Dyrektor Generalny Majkut Design
Projektant Pracownia Architektoniczna 1997 sp. z o.o.
Vice Prezes Zarządu, Współwłaściciel, Architekt-Partner APA Wojciechowski Architekci
Prezes Zarządu, Współwłaściciel, Architekt-Partner APA Wojciechowski Architekci